30.06.2023
Wstaliśmy bardzo wcześnie, zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy w podróż. Teoretycznie miała ona trwać 4 godziny, jednak z powodu długich korków ulicznych już w Paryżu jechaliśmy godzinę dłużej.
Najpierw podjechaliśmy pod miejsce zakwaterowania. Zatrzymaliśmy się przed wjazdem do podziemnego garażu, na środku chodnika, bo innej możliwości nie było :) Wprawdzie do mieszkania mogliśmy się "wprowadzić" dopiero za kilka godzin, ale chodziło o to, by wcześniej zaparkować auto w garażu. Mateusz skontaktował się telefonicznie z Administratorką. Po jakimś czasie z budynku wyszła ciemnoskóra Pani (osoba sprzątająca) i okazało się, że nie mówi ani słowa po angielsku (z kolei żadne z nas prawie nic po francusku :) i w ogóle chyba nie bardzo wie, o co nam chodzi. Porozumiewanie się translatorem w telefonie było wprawdzie pomocne, ale i tak cała operacja trwała dość długo, połączona z kilkoma telefonami do Administratorki. W końcu jednak auto zostało umieszczone w garażu (który Mateusz określił jako bunkier postapokaliptyczny :), ustalone, gdzie znajdziemy klucze do mieszkania o określonej porze (dobrze zakamuflowany maleńki schowek przy drzwiach do garażu), a my ruszyliśmy na miasto.
Wędrówkę po Paryżu rozpoczęliśmy od Dzielnicy Łacińskiej (fr. Quartier Latin), jednocześnie uniwersyteckiej i turystycznej, której nazwa pochodzi od języka łacińskiego, powszechnym na uniwersytetach w średniowieczu i aż do Rewolucji Francuskiej. Patrycja dzielnie nas prowadziła, zarówno w tym dniu jak i w kolejnych, a ja cały czas śmiałam się, że powinna mieć jakąś chorągiewkę na patyku, coby wycieczkowicze nie zagubili się :)
Idąc wzdłuż ogrodzenia Ogrodu Botanicznego (fr. Jardin des Plantes; jest tam drugi pod względem wieku najstarszy ogród zoologiczny na świecie) szukaliśmy miejsca na śniadanie. Usiedliśmy w jednej z mijanych knajpek, ale niestety - musieliśmy obejść się smakiem, śniadania nam nie podano :( Zdegustowani wypiliśmy kawę i poszliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się na Placu Wahadła (fr. Place de l'Estrapade), miejscu tortur (zwanych właśnie wahadło lub strappado) zadawanym więźniom do XVIw. Placyk obecnie znany jest z serialu Emily w Paryżu, który to film kojarzyła tylko Patysia :) Miejsce jest jednak popularne, bo nie tylko my pstrykaliśmy fotki.
Doszliśmy do Placu Panteonu (fr. Place du Panthéon), gdzie umiejscowiona jest budowla wzniesiona pod koniec XVIIIw. jako kościół pod wezwaniem św. Genowefy. Kościół został przekształcony w świecką budowlę zwaną Panteon (fr. Panthéon). Dwukrotnie próbowano Panteonowi przywrócić funkcję religijną, lecz w 1885r. ostatecznie przeznaczono go na mauzoleum wybitnych Francuzów, m.in. Marii Skłodowskiej-Curie, która przez wiele lat była jedyną kobietą tam spoczywającą.
Przy Placu umiejscowiony jest Ratusz V dzielnicy Paryża (fr. Mairie du 5e Arrondissement). Budynek w stylu klasycystycznym został ukończony w 1849r. i jest lustrzanym odbiciem budynku Wydziału Prawa Uniwersytetu Panteon-Sorbona (fr. Université Panthéon-Sorbonne), który z kolei stoi obok Biblioteki św. Genowefy (fr. Bibliothèque Sainte-Geneviève).
Wszystkie paryskie ratusze są otwarte dla publiczności, w tym dla obcokrajowców, można więc swobodnie spacerować i oglądać piękne wnętrza. Szkoda, że tego nie wiedzieliśmy...
Znaleźliśmy się przy dawnym Instytucie Radowym, gdzie pracowała Maria Skłodowska-Curie, ale także jej córka i zięć, w którym obecnie mieści się Muzeum Curie (fr. Musée Curie), prezentujące historię najważniejszych etapów odkrywczych polskiej noblistki i jej męża oraz ich potomków - słynnej rodziny zdobywców 5 nagród Nobla. Ekspozycja dotyczy również radu i radioaktywności. Przy muzeum znajduje się ogród, gdzie często prezentowane są wystawy tymczasowe.
Spacerując ulicą św. Jakuba (fr. Rue Saint-Jacques) mijaliśmy różne piękne miejsca i budowle, m.in. słynną Sorbonę (fr. La Sorbonne).
Kolejnym ciekawym miejscem był Plac Michela Foucault'a (fr. Le Square Michel-Foucault), utworzony pod koniec XIXw., upamiętniający filozofa, który kierował katedrą historii systemów myślowych w Kolegium Francuskim (fr. Collège de France). Na placu postawiony jest brązowy posąg Dantego (włoski poeta uczęszczał na pierwszy Uniwersytet Paryski), przedstawiający scenę z utworu Boska Komedia / Piekło - Pieśń XXXII, podczas której Dante uderza nogą w głowę Bocca degli Abati.
Przeszliśmy obok kościoła św. Seweryna (fr. Église Saint-Séverin), w którym zbierali się na modlitwie polscy tułacze Wielkiej Emigracji.
Przeszliśmy przez najkrótszy paryski most na Sekwanie - Mały Most (fr. Petit-Pont-Cardinal-Lustiger), by wejść na teren "narodzin" Paryża - Wyspę Miejską (fr. Île de La Cité), zamieszkaną prawdopodobnie od IVw.p.n.e. przez galijskie plemię Paryzjów. Z obydwoma brzegami Paryża łączy ją 8 mostów, w tym najstarszy istniejący most w mieście, tzw. Nowy Most (fr. Pont-Neuf). My przeszliśmy innymi...
To właśnie na Wyspie Miejskiej znajduje się jedna z najbardziej znanych katedr na świecie - Notre Dame (fr. Cathédrale Notre-Dame de Paris), najbardziej popularna budowla francuskiego gotyku, którą odwiedza rocznie ponad 14 milionów osób.
Ciekawostką jest, iż około pięćdziesięciu metrów przed wejściem do Notre Dame znajduje się tzw. Punkt Zero (fr. Point Zéro des Routes de France), to znaczy kilometr zerowy dróg wychodzących ze stolicy, służący jako punkt odniesienia przy obliczaniu odległości z innymi miastami Francji. Znak drogowy, który materializuje ten punkt na bruku dziedzińca katedry, ma formę róży wiatrów wyrytej pośrodku ośmiokątnego medalionu z brązu; otoczona jest okrągłą kamienną płytą podzieloną na cztery ćwiartki, z których każda nosi jeden z napisów wielkimi literami: POINT, ZERO, DES ROUTES i DE FRANCE. W czasie naszego pobytu nie był dostępny, ponieważ katedra wciąż jest ogrodzona i remontowana po słynnym pożarze w 2019r.
Do najbardziej znanych obiektów na wyspie należą średniowieczne pozostałości Pałacu Miejskiego (fr. Palais de La Cité) - tzw. Stróżówka (fr. Conciergerie od concierge - stróż, dozorca) oraz Święta Kaplica (fr. Sainte-Chapelle). Bardzo chcieliśmy zwiedzić kaplicę, ale niestety zagapiliśmy się i nie zdołaliśmy kupić biletów wstępu. Pozostało nam tylko obejrzenie jej z zewnątrz i na zdjęciach w Internecie.
Inne znane budowle i miejsca na Wyspie Miejskiej to: Pałac Sprawiedliwości (fr. Palais de Justice de Paris), centrum szpitalne Hôtel-Dieu, siedziba policji (fr. Préfecture de Police), Pomnik Deportowanych w Paryżu (fr. Mémorial des Martyrs de La Déportation), urocze placyki i tereny zielone.
Po opuszczeniu Wyspy Miejskiej obejrzeliśmy z daleka Fontannę z Palmą (fr. La Fontaine du Palmier), inspirowaną pomnikami w Egipcie, którą Napoleon kazał zbudować w 1806r. na nowym Placu Châtelet (fr. Place du Châtelet), powstałym po zburzeniu starej fortecy Grand Châtelet, historycznej rezydencji prefektów Paryża. Na szczycie kolumny umieszczony jest uskrzydlony posąg, symbolizujący zwycięstwa Bonapartego.
Zatrzymaliśmy się na kilka minut przy Wieży św. Jakuba (fr. La Tour Saint-Jacques), a następnie spacerkiem dotarliśmy do Centrum Pompidou (fr. Centre Georges-Pompidou). Budynek jest wyposażony w ogólnodostępny taras widokowy z kawiarnią na płaskim dachu, umożliwiającym podziwianie panoramy Paryża. No to skorzystaliśmy... :)
Byliśmy odrobinę zmęczeni, więc zatrzymaliśmy się w jakiejś kawiarence na kawę, a przy okazji zweryfikowaliśmy plan dnia. Ponieważ godzina była już odpowiednia, pojechaliśmy metrem do miejsca zakwaterowania, żeby "wprowadzić się" i "złapać oddech".
Przemieszczanie się paryskim metrem w pierwszym momencie wydawało się odrobinę skomplikowane, ale tylko w pierwszym... Po dwóch dniach doszłam do wniosku, że nawet ja poradziłabym sobie. Jeździliśmy wszędzie, gdzie możliwe, by nieco oszczędzać siły. Przejazdy nie były bardzo drogie (2,10 € od osoby), a w przypadku konieczności przesiadki obowiązywał ten sam bilet. Zdarzyło nam się też jechać "na gapę", ale o tym później...
Mieszkanie znajdowało się na 6 piętrze, ale na szczęście funkcjonowała winda, bo ja na pewno nie dałabym rady wdrapać się tam ani w tym momencie, ani tym bardziej w kolejnych dniach, kiedy kilometrów "w nogach" przybywało :) Lokum okazało się przestronne, wygodne, czyste i dobrze wyposażone. Jedyne, czego brakowało, nie wiedzieć dlaczego, to czajnik do gotowania wody, ale były jakieś garnki, więc problem się rozwiązał. Najważniejsze - był duży balkon, co szczególnie ucieszyło mnie, bo miałam gdzie palić :), a w nocy można było zostawić szeroko otwarte okno balkonowe.
Po rozpakowaniu się i krótkim odpoczynku wróciliśmy metrem w okolice Placu Republiki (fr. Place de La République). Ponieważ byliśmy już straszliwie głodni, nie zatrzymaliśmy się na dłużej przy stojącym na nim pomniku. Przesłałam Patrycji lokalizację restauracji "Bouillon République", polecanej przez Koleżankę, a ponieważ oceny zachęcały - udaliśmy się tam. Na przystawkę zamówiliśmy ślimaki i ostrygi. Te pierwsze całkiem mi smakowały, tych drugich - surowych przecież :( - nie odważyłam się przełknąć. Patrycja i Mateusz zjedli. Stwierdzili, że ostrygi nie są najgorsze w smaku i konsystencji, ale niekoniecznie zamówiliby je powtórnie. Ogólnie rzecz biorąc - obiad i deserki bardzo nam smakowały, francuskie winko do obiadu też...
Po obiedzie nabraliśmy sił na dalszy spacer. Przeszliśmy przez Plac Magdaleny (fr. Place de La Madeleine) i Plac Zgody (fr. Place de La Concorde), by trafić do pięknego Ogrodu Tuileries (fr. Jardin des Tuileries), utworzonego w XVIw. na miejscu dawnej fabryki płytek (fr. tuile - płytka, dachówka), będącego niegdyś ogrodem nieistniejącego już Pałacu Tuileries (fr. Palais des Tuileries), dawnej rezydencji królewskiej i cesarskiej, najważniejszego i najstarszego ogrodu w stylu francuskim w Paryżu, o powierzchni 25,5 ha (oczywiście my zaliczyliśmy zaledwie ułamek :)
Ogród Tuileries niezauważalnie przeszedł w równie zielony teren, zwany Ogrodem Karuzeli (fr. Jardin du Carrousel) i znaleźliśmy się u celu głównej atrakcji tego dnia. Wyszliśmy na Plac Karuzeli (fr. Place du Carrousel), gdzie umiejscowiony jest Łuk Triumfalny Karuzeli (fr. Arc de Triomphe du Carrousel), upamiętniający podbój Cesarstwa Germańskiego w 1806r., wzorowany na rzymskim Łuku Konstantyna. Niestety, zobaczyliśmy tylko duże ogrodzenie i gustowną, imitującą rzeczywisty wygląd osłonę na budowli, która obecnie jest niedostępna (zapewne konserwowana). Odkryte natomiast pozostały kamienne posągi, stojące po obu stronach Łuku - Zwycięska Francja (fr. La France Victorieuse) i Historia (fr. L'Histoire).
Naszym oczom ukazała się ogromna bryła Luwru (fr. Louvre, Palais du Louvre), jednej z największych historycznych rezydencji w Europie.
Przed imponującym budynkiem, na wybrukowanym Dziedzińcu Napoleona (fr. La Cour Napoléon) ujrzeliśmy słynną konstrukcję ze stali i szkła - Piramidę Luwru (fr. La Pyramide).
Ile czasu potrzeba, aby zwiedzić Muzeum Luwru (fr. Musée du Louvre)? Zapewne wiele dni, a nawet tygodnie... Przebywając w środku trudno uchwycić rozmiar budynku! W czasie, który mieliśmy (wchodziliśmy o godz. 20:30, muzeum było czynne do ok. 22:00, choć, co ciekawe, w Internecie praktycznie wszędzie podawana jest informacja, że jest czynne do 18:00), wybraliśmy najbardziej oczywisty kierunek...
Kiedy Patrycja sprawdzała opcje biletów wstępu do Luwru - były 2-godzinne i 6-godzinne. Zdecydowaliśmy, że 2 godziny wystarczą. W efekcie końcowym zwiedzaliśmy muzeum nawet krócej, a i tak "nogi odpadały" po całym dniu maszerowania po Paryżu. Wprawdzie wieczorne zwiedzanie miało tą ogromną zaletę, że nie było tłumów, jednak szkoda, że nie zobaczyliśmy więcej...
Najbardziej żal mi, że nie dotarliśmy do Galerii Apolla, gdzie prezentowane są francuskie klejnoty koronne i do Wenus z Milo. Pamiętałam o Nike z Samotraki, o Wenus z Milo po prostu zapomniałam... Prawda jest też taka, że chodziliśmy "na ślepo", nie bardzo wiedząc co chcemy zobaczyć, z wyjątkiem oczywiście Mona Lisy. Zawsze obiecuję sobie, że przed wycieczką zrobię gruntowny research, ale rzadko mi się to udaje, a tym razem nawet nie miałabym kiedy.
I teraz zapewne wyjdę na malkontentkę, ale... wcale nie Mona Lisa zrobiła na mnie największe wrażenie... Choć oczywiście wszyscy jak oszalali pstrykaliśmy fotki przy obrazie :)
W pewnym momencie przez okna zauważyliśmy na zewnątrz młodą parę w trakcie ślubnej sesji fotograficznej (prawdopodobnie teren Luwru jest bardzo popularnym miejscem na tego typu akcje). My oczywiście miałyśmy własną sesję przy Odwróconej Piramidzie (trudno było zrobić zdjęcie bez udziału obcych osób, ale Patysia jest wytrwała :).
Kiedy zbliżał się koniec zwiedzania, wraz z całym tłumem ludzi skierowaliśmy się do głównego wyjścia, które okazało się... zamknięte! Około kwadransa kręciliśmy się wszyscy po przyciemnionych już korytarzach, nie spotykając nikogo z personelu (sic!), aż w końcu znalazł się jakiś pracownik, który też nieco kluczył tam i z powrotem, ale w końcu wyprowadził wszystkich do otwartego wyjścia (głównego!). To było zabawne i wręcz niepojęte, bo jak można zamknąć muzeum wiedząc, że w środku jest mnóstwo ludzi?!
Na Dziedzińcu Napoleona zrobiliśmy jeszcze wieczorne zdjęcia...
Wyszliśmy bramą na ulicę Rivoli i w tym momencie przestało być zabawnie... Nie wiedzieliśmy wtedy, że od kilku dni w wielu miastach Francji trwają zamieszki po zastrzeleniu młodego chłopca przez policjanta (widzieliśmy wcześniej jakieś zniszczenia, ale przecież takowe się zdarzają). Ulica była zablokowana z obydwóch stron przez policjantów, a niedaleko słychać było krzyki i hałas demolowania witryn sklepowych. Cofnęliśmy się do bramy, ale mieliśmy świadomość, że musimy jakoś się stamtąd wydostać, a baliśmy się iść ulicą, przynajmniej Patrycja i ja, bo Szymon koniecznie chciał zobaczyć co się dzieje, czym bardzo mnie zdenerwował, jednak Mateusz rozsądnie Go powstrzymał. Na szczęście tuż obok było zejście do stacji metra, gdzie skierowało się sporo osób, w tym my. Niestety, było to jakieś dziwnie małe zejście - oprócz wąskich schodków i bramek nie było tam nic, a przede wszystkim biletomatu. Udało nam się wejść na peron dzięki pomysłowi Mateusza, który zauważył, że skrzydła bramki są luźne i przytrzymał je otwarte, kiedy przeszła osoba z biletem (nie tylko my skorzystaliśmy z tego sposobu). To właśnie wtedy pierwszy raz jechaliśmy "na gapę".
W "naszej" dzielnicy było spokojnie, choć też co jakiś czas słychać było syreny i przejeżdżały policyjne samochody. Pomimo późnej pory (ok. 23:00) zdecydowaliśmy się jeszcze na lekką kolację (kawałki bagietki, sery, ogóreczki) w małej knajpce. Lokal sprawiał wrażenie miejsca spotkań kumpli, atmosfera była bardzo swobodna, wszyscy ze wszystkimi rozmawiali (nawet z papugą!), a ja pierwszy raz w życiu widziałam, żeby kelner chodził między stolikami z papierosem :) Patrycja i ja wypiłyśmy coś gorącego (kawa i herbata), Panowie zamówili piwo, a Szymon jeszcze jakiś drink, na który też się ostatecznie skusiłam.
Do mieszkania wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Po szybkich wieczornych ablucjach padliśmy do łóżek.