3.07.2023
Ostatni dzień rozpoczęliśmy oczywiście od pakowania się. Po zniesieniu bagaży do auta opuściliśmy kwaterę i garaż, a samochód został zaparkowany na jakimś parkingu.
Wybraliśmy się do dzielnicy Montparnasse. Po smacznym śniadaniu w restauracji "Odessa" skierowaliśmy się do Wieży Montparnasse (fr. Tour Montparnasse), najwyższego wieżowca w Paryżu. Na pomysł, by wjechać na szczyt budynku, wpadliśmy dzień czy dwa wcześniej, kiedy okazało się, że nie kupimy biletów wstępu do Świętej Kaplicy (fr. Sainte-Chapelle).
Okazało się, że taras na 59. piętrze jest zamknięty, ale najszybszą windą w Europie (195m w 38 sek.) wjechaliśmy na 56. piętro do przeszklonej, klimatyzowanej sali. Na pewno wyszło nam to na zdrowie, bo wiało co nieco, a na takiej wysokości pewnie pourywałoby nam głowy :) Widok we wszystkich kierunkach był niesamowity. Napstrykałyśmy z Patysią dziesiątki, a raczej setki zdjęć :) Stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie żałujemy, iż nie wjechaliśmy na Wieżę Eiffla oraz że dobrze się stało, iż oglądamy Paryż z góry ostatniego dnia, bo byliśmy w stanie rozpoznać wiele miejsc, które wcześniej odwiedziliśmy.
Wypiliśmy kawę w kawiarni "L'Atlantique", przyglądając się budynkowi Dworca Paryż-Montparnasse (fr. Gare de Paris-Montparnasse). Patrycja po drodze kupiła upominki i wróciliśmy po samochód. Na parkingu znajdowały auta, które baaaaardzo nam się spodobały... :)
Pojechaliśmy do podparyskiej miejscowości Saint-Denis. Okazała się lekko stresującym miejscem. Przed wyjazdem przeczytałam gdzieś, że miejscowość jest niezbyt bezpieczna, co rzeczywiście widać było na ulicy - mnóstwo ciemnoskórych ludzi (nic nie mam do koloru skóry), głównie mężczyzn wyraźnie pijanych lub naćpanych. Dość szybko przeszliśmy do celu - budowli, o której czytałam w pewnej książce, że jest zdecydowanie ciekawsza od katedry Notre-Dame i bardzo zależało mi, aby ją obejrzeć. Wymogłam zakup biletów wstępu, na co Młodzież przystała z lekkim oporem, ale po fakcie stwierdzili, że naprawdę było warto...
Wkroczyliśmy do Bazyliki św. Dionizego (fr. Basilique Saint-Denis), z zewnątrz na pierwszy rzut oka niezbyt okazałej. Za to wewnątrz zaparło mi dech... Chodziliśmy w niej ponad godzinę, podziwiając piękne, bogato zdobione mauzolea, grobowce, sarkofagi, pomniki grobowe i rzeźby. Odkrywanie tej królewskiej nekropolii było jak podróż przez historię Francji...
Po zwiedzeniu świątyni weszliśmy jeszcze do marketu po jakieś produkty spożywcze, a zaraz później wyruszyliśmy autem do Houthalen. Gdzieś po drodze zatrzymaliśmy się na obiadokolację. Wstyd przyznać, ale prawie całą drogę przespałam. W domu wzięliśmy szybkie prysznice i poszliśmy spać, bo następnego dnia wcześnie rano Mateusz szedł do pracy, a Patrycja odwoziła Szymona i mnie na lotnisko do Eindhoven (Holandia). Po wylądowaniu w Gdańsku odebraliśmy samochód z parkingu. Jadąc do Grudziądza zatrzymaliśmy się z Szymonem na śniadanie, smaczne, ale daleko mu było do francuskiego :)
W ciągu czterech dni przemaszerowaliśmy 50,5 km po francuskiej ziemi (oczywiście nie wliczając przejazdów metrem). Ha!
Już po powrocie do domu obejrzałam film Eiffel i znalazłam ciekawą animację budowy Wieży Eiffela.