6.08.2023
Wstaliśmy dość wcześnie. Po lekkim śniadaniu, kawie i herbacie zapakowaliśmy bagaże do samochodu. Tym razem nie musieliśmy taszczyć bambetli daleko, ponieważ poprzedniego dnia dopisało nam szczęście. Po powrocie z Vianden Mateusz podjechał na ulicę, gdzie mieszkaliśmy i znaleźliśmy miejsce parkingowe jakieś 100m od naszej kwatery.
Tego dnia odwiedziliśmy w Księstwie jeszcze dwa zaplanowane miejsca. Jadąc do pierwszego zatrzymaliśmy się w lokalizacji, gdzie miał być piękny punkt widokowy. No był... ale po pierwsze - znajdował się na prywatnym terenie, po drugie - akurat zaczał padać deszczyk i w dodatku wiało tak, że prawie nam głowy pourywało na otwartej przestrzeni :) Niemniej zobaczyliśmy z oddali budowlę, do której zmierzaliśmy. Wycofaliśmy się stamtąd dość szybko, nieco zmartwieni, że pogoda nie dopisze, ale na szczęście obawy okazały się płonne, a przynajmniej nie było najgorzej.
Bourscheid
Dojechaliśmy do Bourscheid (lb. Buerschent). Zamek Bourscheid, z którego w większości pozostały starannie odrestaurowane ruiny, zwiedzaliśmy ponad godzinę. Znajdują się tam dyby, w które oczywiście nie omieszkałyśmy zakuć Mateusza :) W części zachowanej prawie w całości (ewentualnie dobudowanej) obejrzeliśmy m.in. wystawę fotografii zamku oraz makiety, ukazujące kolejne fazy jego rozwoju. Miejsce jest wynajmowane na uroczystości, co wyraźnie wskazywała pozostawiona karta z imionami pary młodej i listą gości :). Pogoda nie była najlepsza, ale dzięki temu mogliśmy spokojnie pochodzić, bo poza nami spotkaliśmy zaledwie kilka osób.