6.08.2023
Korzystając z tego, że jest "po drodze", w drodze powrotnej z Wielkiego Księstwa Luksemburga zwiedziliśmy jeszcze jedno, bardzo ciekawe miejsce.
La Gleize
Zatrzymaliśmy się w maleńkiej miejscowości La Gleize (Belgia). Ciekawostką jest to, iż waloński dialekt wioski jest jednym z najlepiej zbadanych w regionie. Wynika to z pracy rodowitego mieszkańca, Louisa Remacle'a, profesora Uniwersytetu w Liège i członka Królewskiej Akademii Języka Francuskiego i Literatury Belgii, który przeprowadził tam część swoich badań, a jego trzytomowe dzieło było wzorem dla dialektologii.
W La Gleize znajduje się Muzeum Grudzień 1944 (fr. Musée Décembre 1944, nl. Museum December 1944), założone w 1989r. na placu wiejskim naprzeciwko kościoła. Przeczytałam, że za jego powstaniem stoi dwóch pasjonatów historii, choć oczywiście zostało utworzone we współpracy z lokalnymi władzami.
Muzeum poświęcone jest w całości ofensywie w Ardenach w grudniu 1944r. Tematem przewodnim są wydarzenia, mające miejsce wokół wioski La Gleize. Muzeum zlokalizowane jest w historycznym budynku, w którym podczas działań wojennych stacjonowało centrum pierwszej pomocy jednostki Waffen SS, dowodzonej przez Obersturmbannführera Jochena Peipera. Na 1000m² powierzchni zgromadzono ponad 5000 artefaktów - broni, mundurów, map, radiostacji, dokumentów wojennych i prywatnych listów. Wystawy opisują nie tylko walki, ale także zbrodnie wojenne, dokonywane przez niemieckich żołnierzy, którzy rozstrzeliwali cywilów i jeńców wojennych. Do największej masakry doszło w miejscowości Baugnez. Niemcy rozstrzelali tam 87 jeńców amerykańskich, zostawiając ich ciała na śniegu. Bezpośrednią odpowiedzialność za tą zbrodnię ponosił Jochen Peiper, który został po wojnie skazany za to na karę śmierci, zamienioną potem na karę piętnastu lat więzienia.
Uważa się, że o ile Amerykanie wygrali bitwę o Ardeny w Bastogne, to Niemcy przegrali ją w La Gleize. 800 ocalałych żołnierzy niemieckich pod dowództwem Peipera, otoczonych przez wojska amerykańskie, porzuciło 135 pojazdów opancerzonych, między innymi olbrzymi, 69-tonowy "Tygrys II", znany również jako "Król Tygrys" (niem. Königstiger), największy i najcięższy czołg II wojny światowej. Jeden z niewielu wciąż istniejących i jedyny pozostawiony w miejscu, w którym walczył, jest najcenniejszym eksponatem muzeum.
Od 1986r. w czerwcu w La Gleize odbywają się targi militarne, jedne z największych w krajach Beneluksu.
Mateusz chciał wcześniej odwiedzić to miejsce, ale nie miał okazji. Padało już dość mocno. Patysia źle się czuła, więc została w aucie na drzemkę, a my poszliśmy oglądać.
Najbardziej chyba zaskoczyło mnie to, że w tak małej wiosce zlokalizowane jest tak spore muzeum. Mateusz opowiadał mi co nieco i tłumaczył część tekstów. Przyznać muszę, że było ciekawie. Spędziliśmy tam ponad pół godziny, tak naprawdę zdecydowanie za krótko, by zapoznać się ze wszystkim szczegółowo. Przed budynkiem Mateusz ze wszystkich stron obfotografował czołg, ja już niekoniecznie, bo padało, było chłodno i myślami byłam przy obiedzie :)
Hasselt
Na obiadokolację pojechaliśmy do Hasselt (Belgia). Patrycja i Mateusz zaprowadzili mnie do greckiej restauracji "Nostagia", gdzie cudem udało się wejść, bo knajpa cieszy się takim powodzeniem, że powinno się dokonać rezerwacji i to ze sporym wyprzedzeniem. Na szczęście dla nas ktoś nie pojawił się i mogliśmy usiąść przy stoliku. Lokal słynie z potraw grillowanych. Zamówiliśmy krewetki w sosie pomidorowym, z pieczarkami, papryką i serem feta oraz firmowy zestaw "de luxe" dla dwóch osób. Czegóż na tej tacy nie było - kotleciki jagnięce, roladki mięsne, kawałki kurczaka i indyka, suwlaki (szaszłyczki) z mięsem wieprzowym, kalmary, krewetki i ryby, a wszystko z dodatkiem sosów i warzyw. Jedzenie było wyśmienite, poza tym byliśmy już bardzo głodni.
Po posiłku wróciliśmy do domu.
7-11.08.2023 - Houthalen
Kolejne dni spędzaliśmy w domu, w Houthalen. Mateusz oczywiście jeździł do pracy, Patrycja załatwiała różne swoje sprawy. Ja leniuchowałam z książką w ręku, ewentualnie towarzyszyłam Patrycji w zakupach. Wieczorami rozmawialiśmy i oglądaliśmy filmy. Jednego dnia pojechaliśmy nad pobliskie Jezioro Kelchterhoef (Belgia), gdzie widzieliśmy pływaków, którzy pokonali całą długość akwenu i z powrotem. Obeszliśmy jezioro spacerkiem dookoła, zatrzymując się po drodze na lampkę wina.