Cel tego wyjazdu był wyjątkowy - koncert Orkiestry Johanna Straussa pod kierunkiem André_Rieu.
Uwielbiam muzykę w wykonaniu tej orkiestry. Czasami, oglądając filmiki na Youtube, tak "zapatrzę się i zasłucham", że nie wiadomo kiedy mija kilka godzin. Dlatego też od kilku lat marzyłam o koncercie "na żywo".
Jakoś pod koniec sierpnia 2021r. dojrzałam do decyzji wybrania się na Koncert Świąteczny, w czym oczywiście bardzo pomocni byli Patrycja z Mateuszem, którzy zechcieli ze mną uczestniczyć w tym wydarzeniu. Patrycja kupiła bilety na koncert na 19 grudnia 2021r., zarezerwowała dla mnie lot, a ja "załatwiłam" dzień wolny w pracy. Niestety, z powodu pandemii impreza została odwołana :( Wprawdzie udało się odzyskać pieniądze od przewoźnika, ale na koncert już nie - rezerwacja została przeniesiona na kolejny rok :)
W konsekwencji w grudniu 2022r. wybrałam się w kolejną podróż samolotem, tym razem jednostronną. Zdecydowałam, że nie warto latać tam i z powrotem, skoro Dzieci i tak kilka dni później będą jechać do Polski na święta. Poprosiłam w pracy o kilka dni bezpłatnego urlopu, co wprawdzie całkiem sporo mnie kosztowało, ale warto było :)
Popołudniowy wylot z Gdańska opóźnił się bardzo z powodu mgły, ale byłam w kontakcie z Mateuszem, więc nie czekał na mnie zbyt długo na lotnisku w Kolonii. Kiedy w końcu wylądowałam i dojechaliśmy do domu, było na tyle późno, że już tylko zjedliśmy obiadokolację i porozmawialiśmy.
Następnego dnia udaliśmy się do centrum konferencyjno - wystawienniczego MECC w Maastricht (Holandia). Koncert rozpoczynał się o 15:00, my byliśmy na miejscu godzinę wcześniej.
Praktycznie już od wejścia czuło się świąteczną, wręcz baśniową atmosferę. W olbrzymiej hali wybudowano "miasteczko" rodem z Opowieści wigilijnej Dickensa, pełne cudownie ustrojonych choinek, z lodowiskiem, nie zabrakło też sań z Mikołajem. Pomiędzy gośćmi przechadzali się "mieszkańcy" w strojach z epoki. W kilku miejscach ustawiły się niewielkie grupy muzyków, dających mini-koncerty. Było to też miejsce Jarmarku Świątecznego, gdzie w wielu "sklepikach" można było coś zjeść i wypić. My oczywiście zaserwowaliśmy sobie gofry :)
Sala koncertowa zapierała dech... Scena stylizowana na wnętrze pałacu z dwoma lodowiskami po bokach. Później okazało się, że umieszczono nad nimi olbrzymie ekrany, na których można było oglądać występujących "z bliska" (sprzęt nagrywający - imponujący!), a za plecami występujących pojawiały się magiczne świąteczne krajobrazy z choinkami i śniegiem, pięknymi zimowymi scenami. Całość dopełniały czerwone dywany na podłogach oraz romantycznie oświetlone sklepienie z niezliczonymi lampkami oraz ponad 200 lśniącymi weneckimi kandelabrami i żyrandolami z sopli lodu, imitujące nocne zimowe niebo. Już w trakcie występu z tego "nieba" spadł - jakże by inaczej - śnieg, choć tylko na wybranych "szczęśliwców" :)
André Rieu i jego Orkiestra Johanna Straussa przygotowali przepełnione świąteczno - noworoczną atmosferą magiczne show. Usłyszeliśmy tradycyjne kolędy, romantyczne walce i inne nieśmiertelne bożonarodzeniowo - noworoczne przeboje, m.in.: Jingle Bells, O Holy Night, Oh Happy Day, Mary's Boy Child w wykonaniu André, jego solistów i Orkiestry Johanna Straussa, ale także chóru gospel. Pojawili się łyżwiarze na wspomnianych lodowiskach oraz tancerze, prezentujący walca wiedeńskiego pomiędzy rzędami widowni. Atmosfera udzieliła się wielu widzom, którzy również "poszli w tany".
W trakcie koncertu André Rieu nawiązywał kontakt z widownią, m.in. pytał o kraj, z którego pochodzą widzowie - również o Polskę :) Opowiadał anegdotki oraz zdradził, że budowa dekoracji miejsca koncertu trwała ponad tydzień przy udziale ponad 100 osób.
Koncert bardzo mi się podobał, Patrycji również, a nawet Mateuszowi, który był z lekka niepocieszony, ponieważ tego dnia odbywał się mecz finałowy Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2022. Podejrzewam, że niejeden widz po kryjomu podglądał przebieg meczu na smartfonie, a już na pewno sprawdził wynik w czasie antraktu.
Nie wiem, czy będzie mi dane, ale bardzo chętnie wybrałabym się na letni koncert, rokrocznie odbywający się na Rynku w Maastricht.
Po imprezie pojechaliśmy do Hasselt (Belgia) na Jarmark Bożonarodzeniowy. Pochodziliśmy, pooglądaliśmy, a później zjedliśmy obiadokolację i uraczyliśmy się przepysznymi gorącymi pączkami. Patrycja i ja zafundowałyśmy sobie także grzańca.
Kolejne cztery dni Patrycja i Mateusz jeździli do pracy, a ja spędziłam czas trochę pracując przy komputerze i przede wszystkim czytając książki. To były prozdrowotne dni, bo prawie nie paliłam papierosów (w mieszkaniu nie pali się, a nie chciało mi się wychodzić na dwór :) Jednego dnia poszliśmy do greckiej, chyba rodzinnej knajpki "Delphi" w Houthalen (Belgia) na bardzo smaczny posiłek, w pozostałe - Mateusz serwował swoje dania. Wieczorami rozmawialiśmy i oglądaliśmy filmy.
22 grudnia późnym popołudniem wyruszyliśmy samochodem do Polski. Pierwszy raz przeżyłam podróż, którą Oni uskuteczniali kilka razy w roku. Podziwiam Ich, bo nawet jako pasażer czułam ogromne zmęczenie po nieprzespanej nocy (chciałam dotrzymać Mateuszowi towarzystwa, zdrzemnęłam się tylko pół godzinki). Do Grudziądza dojechaliśmy rano.