Tą wycieczkę zaplanowaliśmy wiosną. Już wtedy było wiadomo, że Patrycja i Mateusz wracają na stałe do Polski, więc wymyślili, że jadąc do Belgii po ostatnim urlopie w kraju zabiorą mnie i ostatnie dni Ich urlopu wykorzystamy właśnie na zwiedzenie Luksemburga.
Tak się stało. Wyjechaliśmy z Grudziądza o świcie, dotarliśmy do Houthalen (Belgia) późnym popołudniem. Patrycja przepakowała Ich walizki (ja nie musiałam :). Omówiliśmy jeszcze plan wycieczki, Mateusz sprawdził trasy. Kilka dni wcześniej martwiliśmy się, czy wyjazd będzie udany, bo prognozy pogody były bardzo niepomyślne. Na szczęście okazały się nietrafione - momentami wprawdzie kropił lekki deszczyk, ale króciutko, a dopiero ostatniego dnia, kiedy byliśmy już w drodze do domu, popadało trochę mocniej.
Poszliśmy dość wcześnie spać, bo i zmęczenie po długiej podróży dawało się we znaki, a przede wszystkim żeby następnego dnia nie tracić czasu, wstać wcześnie i rozpocząć przygodę w jedynym na świecie Wielkim Księstwie, bo właśnie tak brzmi pełna nazwa tego niewielkiego, a jednocześnie jednego z najbogatszych państw Europy - Wielkie Księstwo Luksemburga.
4.08.2023 - Luksemburg
Po dotarciu do stolicy kraju, miasta Luksemburg (lb. Lëtzebuerg, fr. Luxembourg, niem. Luxemburg), zaparkowaliśmy auto na parkingu bezpłatnym przez 24 godziny (Mateusz doszedł do wniosku, że następnego dnia będzie się martwił). Pieszo ruszyliśmy w stronę zarezerwowanej kwatery. Spacer trwał dłużej niż powinien, bo okazało się, że poszliśmy nieco "naokoło". Rozpakowaliśmy się jak najszybciej i wyszliśmy do miasta.
Przed wycieczką zrobiliśmy pewne rozeznanie. W Księstwie obowiązują trzy języki urzędowe, ale - jak się okazało - najczęściej słychać francuski. Na szczęście Patrycja i Mateusz bez problemu porozumiewali się po angielsku. Ja niestety mogłam tylko przysłuchiwać się...
Nazwy na tabliczkach ulicznych też są w języku francuskim (Rue ... - ulica, Boulevard ... - bulwar, Avenue ... - aleja), choć nie tylko, o czym dalej. W nazewnictwie staram się używać nazw spolszczonych z ewentualnym podaniem nazwy w języku luksemburskim, jednak czasami gra słów jest nieprzetłumaczalna albo nie udało mi się odnaleźć nazwy, wówczas jest ona w języku francuskim. Nazwy niektórych miejsc, mających za patrona osobę lub miejscowość, podane są w brzmieniu oryginalnym.
Luksemburg, który jest międzynarodowym centrum monetarnym i finansowym, kojarzy się przede wszystkim z bankami (jest ich około 160), a także siedzibami wielu instytucji Unii Europejskiej (jest drugą stolicą UE). Nie jest typowym celem wakacyjnych podróży, ale oferuje naprawdę dużo atrakcji, o czym naocznie się przekonaliśmy, choć i tak nie widzieliśmy wszystkich.
Miasto położone jest u zbiegu rzek Alzette (lb. Uelzecht) i Pétrusse (lb. Péitruss), płynących w niezwykle malowniczych dolinach (lb. Uelzechtdall i Péitrussdall, Dolina Świętego Piotra). Stara część Luksemburga z wieloma zabytkami to Górne Miasto (lb. Uewerstad), w całości wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1994r. Jedną trzecią terytorium Luksemburga zajmują tereny zielone. Urokliwe wąskie uliczki, odrestaurowane kamienice, wąwozy pełne zieleni oraz "wypieszczone" obejścia domów nadają miastu wręcz bajkowy charakter.
Z założeniem Luksemburga wiąże się wiele legend, z których najbardziej znaną jest ta o syrenie Meluzynie. Według legendy Meluzyna była żoną hrabiego Zygfryda (od którego zasadniczo zaczyna się historia miasta). W dniu ślubu poprosiła męża, aby nigdy jej nie odwiedzał przez jeden dzień i jedną noc w tygodniu. Pewnego dnia, z nieodpartej ciekawości, złamał obietnicę, podglądając ją w wannie przez dziurkę od klucza i odkrył, że ma rybi ogon. Ożenił się z syreną! Był tak zdumiony tym, co zobaczył, że krzyknął, a Meluzyna zdała sobie sprawę, że jej sekret został ujawniony. Zdradzona przez męża rzuciła się do rzeki Alzette i zniknęła na zawsze.
Udaliśmy się w stronę Wiaduktu Luksemburskiego (lb. Lëtzebuerg Viaduct), nazywanego popularnie Chodnikiem (lb. Passerell), zbudowanego w latach 1859-1861. Ma 290m długości, 24 łuki i wysokość 45m nad dnem doliny. Przez mieszkańców nazywany jest również Starym Mostem (lb. Al Bréck). "Nowy most" (lb. Nei Bréck) w tym porównaniu to Most Adolfa.
Idąc długim Bulwarem Roosevelt'a (lb. Boulevard Roosevelt) podziwialiśmy niezwykły eklektyzm urbanistyczny - harmonijne współistnienie zabytkowych i bardzo nowoczesnych budowli, a także ogromną dbałość o porządek i czystość na ulicach. Podobno w Luksemburgu można dostać bardzo wysoki mandat za śmiecenie!
Z daleka widzieliśmy bardzo ciekawy kompleks budynków, nazywany Miasto Sądowe (lb. Cité Judiciaire), konsolidujący wszystkie instytucje sądowe w Luksemburgu z wyjątkiem tych związanych z Unią Europejską.
Na Placu Konstytucji (fr. La Place de la Constitution) obejrzeliśmy monumentalny Pomnik Pamięci (fr. Monument du Souvenir), nazywany przez Luksemburczyków Złotą Damą (lb. Gëlle Fra) - tak zresztą nazywają cały plac.
Idąc dalej oglądaliśmy z góry pozostałości Twierdzy Luksemburg (lb. Festung Lëtzebuerg). Stare Miasto położone jest na skalistym wzniesieniu, zwanym Bock, gdzie zbudowano jedną z największych europejskich fortec. Pstrykaliśmy mnóstwo zdjęć (łącznie tego dnia zrobiliśmy ponad tysiąc fotek!).
Skierowaliśmy się w stronę Mostu Adolfa (lb. Adolphe-Bréck). Widzieliśmy jadący po nim ultranowoczesny tramwaj, zasilany nie z sieci napowietrznych, ale z baterii. Ciekawostką jest, że w 2020r. Wielkie Księstwo Luksemburga stało się pierwszym krajem na świecie, w którym transport publiczny jest bezpłatny.
Przeszliśmy mostem w jedną stronę, aby na Placu Metz (lb. Metzer Plaz) z bliska obejrzeć widzianą wcześniej wieżę zegarową na budynku BCEE (Bank Państwowy i Kasa Oszczędnościowa, fr. Banque et Caisse d'Épargne de l'État) i z powrotem podwieszoną kładką, bo jakżeby nie - w końcu "most pod mostem" to jedna z atrakcji miasta.
Przy wyjściu z mostu Mateusz spotkał Kolegę... z liceum! Jednak Europa nie jest taka wielka, jak wydawałoby się :)
Przeszliśmy ulicami, przy których umiejscowione są sklepy nie dla maluczkich. Ceny zegarków i biżuterii powodowały zawrót głowy i palpitacje serca :)
Ulicą Kapucynów (lb. Kapuzinerģaass lub Kueleģaass, Ulica Węglowa), gdzie w budynku dawnego klasztoru mieści się Teatr Kapucynów (lb. Kapuzinertheater), nazywany też Starym Teatrem (lb. Alen Theater), będący częścią Teatru Wielkiego Luksemburga (fr. Grand Théâtre de Luxembourg), doszliśmy do samego serca Starego Miasta - Placu Broni (lb. Plëss d'Arem), przyciągającego dużą liczbę mieszkańców i turystów, zwłaszcza w miesiącach letnich.
Na Ulicy Notre Dame (fr. Rue Notre Dame / Dolna Aleja, lb. Ënneschtģaass) przechodziliśmy obok budynek dawnego liceum klasycznego Athenaeum, później siedziby Biblioteki Narodowej Luksemburga (fr. Bibliothèque Nationale de Luxembourg). Teoretycznie obecnie biblioteka umiejscowiona jest gdzie indziej, jednak wszystko wskazuje na to, że nadal zajmuje również budynek przy Dolnej Alei.
Dotarliśmy do luksemburskiej Katedry Notre Dame (lb. Kathedral Notre-Dame, fr. Cathédrale Notre-Dame). Znajduje się tam figura Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych (łac. Mater Dei Consolatrix Afflictorum, fr. Notre-Dame Consolatrice des Affligés), nazywanej też po prostu Matką Bożą Pocieszycielką (fr. Notre-Dame de la Consolation), patronki zarówno Wielkiego Księstwa Luksemburga, jak i jego stolicy. Z kultem figury wiąże się narodowa tradycja Oktawy. Ze względu na swoją historię katedra stała się świątynią pamięci Luksemburga. Oflagowanie budynku barwami narodowymi podkreśla jego narodowy charakter.
Spędziliśmy w katedrze prawie pół godziny, bo rzeczywiście jest piękna. Mnie zachwyciły cudowne witraże, przedstawiające postacie ze średniowiecznego Domu Hrabiego, sceny z życia Matki Boskiej i świętych jezuickich, biblijne, ale też abstrakcyjne. Krypta jest miejscem pochówku władców Luksemburga, m.in. bohatera narodowego Jana Luksemburskiego czy niezwykle ważnej dla obywateli Wielkiej Księżnej Szarlotty. Wejście do krypty zarezerwowane jest dla członków rodziny panującej, tak więc oglądaliśmy ją przez kraty.
Poszliśmy na Plac Wilhelma II (fr. Place Guillaume II), który od poł. XIIIw. był siedzibą kościoła i klasztoru franciszkanów, z czego wywodzi się jego popularna luksemburska nazwa Knuedler (knued - węzeł sznura mnichów). Dziś odbywają się tu liczne targi, koncerty plenerowe i festiwale, m.in. Mały Targ z okazji Oktawy.
Na Placu usytuowany jest neoklasycystyczny Ratusz Miejski (lb. Gemengenhaus), będący ośrodkiem administracji lokalnej, służący przede wszystkim jako prywatne biuro burmistrza. Ze względu na swoje położenie w stolicy kraju regularnie gości także zagranicznych dygnitarzy. Zapewne zawierane są tam też związki małżeńskie, bo akurat widzieliśmy sesję ślubną :)
Nieco dalej minęliśmy pomnik konny króla Holandii i wielkiego księcia Luksemburga Wilhelma II (lb. Statu vum Wëllem II), wzniesiony w 1884r. Książę był o tyle ważną postacią dla kraju, iż w 1848r. przekazał swoją pierwszą konstytucję, jedną z najbardziej liberalnych w Europie w tamtym czasie. Cokół posągu przedstawia herb dynastii Orange-Nassau i miasta Luksemburg, a także herb dwunastu kantonów.
Tym sposobem doszliśmy do najbardziej prestiżowego miejsca - Pałacu Wielkich Książąt (lb. Groussherzogleche Palais, fr. Palais Grand-Ducal), nierozerwalnie połączonego z siedzibą Izby Deputowanych (lb. Chambersgebai, fr. Hôtel de la Chambre). Wprawdzie budynki nie mają w sobie przepychu charakterystycznego dla wielu rezydencji władców, niemniej przyznać trzeba, że całość robi wrażenie, szczególnie w kontekście bardzo zadbanego, wręcz sterylnego otoczenia. Obiekty usytuowane są przy Targu Ziołowym (lb. Krautmaart, fr. Rue du Marché aux Herbes), a nazwa Krautmaart używana jest jako metonim dla luksemburskiego parlamentu.
W ciągu dnia oczywiście nie żałowaliśmy sobie smaczności. Wcześniej obowiązkowo zatrzymaliśmy się na kawę i jakieś ciacha, a po kilku godzinach nadszedł czas na solidne zwilżenie gardła :)
Udaliśmy się na Aleję Mięsną (lb. Fleeschierģaass, fr. Rue de la Boucherie), która swą nazwę zawdzięcza hali mięsnej, która od późnego średniowiecza aż po renesans stała na skrzyżowaniu z Targiem Ziołowym. Usiedliśmy w słynnej kawiarnianej galerii sztuki, czyli "Kaale Kaffi" na lampkę wina i piwo. Miejsce rzeczywiście jest niesamowite. Nawet w piwnicy z toaletami tchnie artystyczną atmosferą :)
Luksemburg jest jedną ze światowych stolic wina. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców, wina pije się tam najwięcej na świecie. Podawane są do prawie wszystkich potraw. Luksemburg słynie także z bogatych tradycji browarniczych. Jedno z lokalnych piw - Diekirch - Mateusz wypił i stwierdził, że dobre :)
Nawodnieni i odrobinę posileni chipsami :) ruszyliśmy dalej. Na Ulicy Zygfryda (fr. Rue Sigefroi) nazywanej też Ulicą Michała (lb. Méchelsstrooss), minęliśmy kościół św. Michała (lb. Méchelskierch), najstarszy istniejący obiekt sakralny w Luksemburgu, ale obejrzeliśmy go tylko z zewnątrz - po katedrze mieliśmy dość doznań religijnych :)
Ponownie oglądaliśmy pozostałości Twierdzy Luksemburg (lb. Festung Lëtzebuerg), ale tym razem z innego punktu widokowego - okolic Wzgórza Clausen (Montée de Clausen). Nazwa traktu (i jego przedłużenia Rue de Clausen) pochodzi od jednej z najstarszych dzielnic Luksemburga (tam drogi prowadzą), której historia związana jest z browarami działającymi na tym obszarze w XIIw.
Przespacerowaliśmy słynną Drogą nad Urwiskiem (fr. Chemin de la Corniche), biegnącą wzdłuż Doliny Alzette na wałach obronnych. Według luksemburskiego pisarza Batty'ego Webera Droga nad Urwiskiem jest "najpiękniejszym balkonem Europy". Do 1870r. posiadała schody w stromych partiach, które zostały zniwelowane dopiero po rozbiórce twierdzy. Co więcej, większa część muru obronnego z lukami została usunięta, aby odsłonić wspaniałą panoramę na Dolinę Alzette, dzielnicę Grund i płaskowyż Rham. I rzeczywiście - zamysł jak najbardziej sprawdził się. Nie wiem, czy widok jest najpięknieszy w Europie, ale że jest cudowny - to fakt. Przedmieścia Grund i Pafendall to Dolne Miasto (lb. Ënneschtstad), które jest dobrze zachowanym zespołem architektonicznym z XIVw., ze starymi domami, wciśniętymi w wąską górską dolinę. Urok tych miejsc zwala z nóg...
Rzucają się również w oczy zabudowania dawnego opactwa benedyktynów, dziś centrum kulturalne (fr. Centre Culturel de Rencontre Abbaye de Neimënster) oraz strzelista sylwetka kościoła św. Jana.
Nie doszliśmy do końca Drogi, ale zrobiliśmy sobie selfie :) przy monumencie upamiętniającym wpisanie Starego Miasta Luksemburga na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Idąc dalej Wzgórzem Clausen widzieliśmy z daleka Most Wielkiej Księżnej Szarlotty (fr. Pont de la Grande-Duchesse Charlotte), powszechnie znany jako Czerwony Most (lb. Roude Bréck, fr. Pont Rouge) ze względu na charakterystyczny kolor. Jego długość wynosi 355m, szerokość 25m szerokości, a wysokość 74m. W ogóle mosty i wiadukty są wszechobecne w Luksemburgu, jest ich sporo, zarówno zabytkowych, jak i współczesnych, m.in. Wiadukt Clausen (lb. Clausener Viaduc) i Wiadukt Pafendall (lb. Pafendaller Viaduc).
I tu wspomnieć trzeba o pewnym wydarzeniu z lat 60. XXw. Aby uczcić 1000-lecie Luksemburga, włodarze miasta postanowili postawić pomnik na Wzgórzu Clausen. Podczas prac budowlanych odkryto fundamenty pierwszego ufortyfikowanego zamku hrabiego Zygfryda. Pierwotne plany postawienia pomnika zostały wkrótce odrzucone na rzecz częściowej rekonstrukcji i uzupełnienia fundamentów, na których niegdyś zbudowano zamek hrabiów Luksemburga. Od tego czasu odrestaurowany Płaskowyż Bock nosi nazwę Pomnika Tysiąclecia Miasta Luksemburg (lb. Millennium Monument vun der Stad Lëtzebuerg).
Zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek przy Wydrążonym Zębie (lb. Huelen Zant, fr. Dent Creuse). W Internecie znaleźć można informację, że jest to pozostałość po zabudowaniach średniowiecznych, ale w rzeczywistości jest resztka lewej wieży drugiej bramy twierdzy, wyburzonej w 1874r. Ówczesny architekt państwowy Charles Arendt wyraźnie odbudował ją jako pseudoruinę i pozostawił w stanie stojącym, ponieważ była wówczas postrzegana jako "romantyczna".
Mateusz cały czas namawiał Patrycję i mnie na zwiedzenie Fortu Thüngen, ale zdecydowanie odmówiłyśmy. Byłyśmy już zmęczone i głodne, a trasa, choć nie tak strasznie długa, miała być jednak wymagająca. Dziś trochę żałuję, ale pisząc ten tekst i oglądając zdjęcia zorientowałam się, że nie tylko tego fortu nie obejrzeliśmy. W Internecie często spotyka się opinię, że miasto Luksemburg można zwiedzić w jeden dzień, czym zresztą zasugerowaliśmy się, planując wycieczkę. Ja uważam, że jednak przydałby się drugi...
Kierując się do Dolnego Miasta skręciliśmy w ulicę nazwaną imieniem luksemburskiego artysty i architekta - Sosthène Weis'a, autora ponad 5000 akwareli, przedstawiających głównie w Luksemburg i okolice, projektanta niektórych z najbardziej imponujących budynków w mieście.
Wzorem znanym z innych miast znaleźliśmy w Luksemburgu medaliony, umiejscowione w chodnikach, upamiętniające osoby, które zapewne w jakiś sposób przysłużyły się miastu. Jakież było nasze zdziwienie, gdy natrafiliśmy na medalion z nazwiskiem Daniela Burena, autora słynnej instalacji w Paryżu, którą mieliśmy okazję oglądać zaledwie dwa miesiące wcześniej. Tuż obok stała inna jego instalacja z polichromowanej stali nierdzewnej z 2005r. pod tytułem "Z jednego kręgu do drugiego: pożyczony krajobraz" (fr. D'un cercle a l'autre: le paysage emprunte).
Przeszliśmy wąskimi, niezwykle urokliwymi uliczkami i mostkami dzielnicy Pafendall, kierując się w stronę platformy widokowej. W pewnym momencie z daleka zobaczyliśmy - wydawałoby się - niepozorny kościółek. Nie podeszliśmy nawet w jego pobliże, ale wiedziona szóstym zmysłem pstryknęłam z daleka fotkę i bardzo dobrze, bo pisząc ten tekst dowiedziałam się, że jest pod wezwaniem św. Mateusza (czyli nosi imię mojego Syna :) Przy okazji natrafiłam na ciekawe informacje.
Otóż okazało się, że w starej dzielnicy Pafendall, choć nie tylko, oficjalne nazwy ulic niekoniecznie są zgodne z nazwami powszechnie używanymi przez mieszkańców. W 2013r. lokalne stowarzyszenie Pafendall-Siechenhof wraz z władzami miasta sporządziło listę (być może do dziś uległa zmianie), aby pozwolić tym typowym nazwom ponownie rozkwitnąć i chronić ich historię. Oprócz kompletnej mapy z ponad 50 lokalnymi nazwami, którą można obejrzeć tutaj (napisy na mapie nieco się "rozjeżdżają"), można znaleźć te nazwy na tabliczkach ulicznych. Rzeczywiście widziałam wcześniej takie "podwójne" nazwy, ale z powodu braku znajomości języka zupełnie nie dało mi to do myślenia.
Wracając do św. Mateusza... W miejscu, w którym stoi kościół, stykają się trzy ulice - Rue de Vauban, Mostowa (fr. Rue du Pont), na której stałam robiąc zdjęcie i Ulica św. Mateusza. Właśnie ta ostatnia ma lokalne nazwy i to aż dwie. Jej północna część nazywa się Descherwee (od nazwiska byłej właścicielki okolicznych ziem), a część południowa - Sicheģaass (dosłownie: szukaj alejki).
Publiczną, bezpłatną windą (wys. 71m; oddana do użytku w 2016r.; koszt 10,5 mln euro) wjechaliśmy na platformę widokową. Już przejażdżka szklaną kabiną oferowała zapierający dech w piersiach panoramiczny widok na dolinę rzeki Alzette, z platformy był jeszcze piękniejszy.
Winda zapewniła nam nie tylko wspaniałe doznania wzrokowe, ale też szybko i bezboleśnie przeniosła nas z powrotem do Górnego Miasta. Krytą kładką trafiliśmy wprost do północnej części Parku Miejskiego (lb. Parc Municipal), nazywanego popularnie Park Stanowy (lb. Stater Park). Utworzony w XIXw., noszący imię swego projektanta, francuskiego architekta krajobrazu Édouarda André, jest prawie 21-hektarową oazą zieleni w centrum miasta. Park jest podzielony na cztery sekcje w wyniku przecięcia go przez trzy Aleje: Avenue Monterey, Avenue Émile-Reuter (lb. Arsenalströss, Ulica Arsenał) i Aleja Nowa Brama (lb. Neipuertsģaass). Najbardziej wysunięty na północ odcinek to Park Fundacji Pescatore'a, następnie jest Kinnekswiss (dosłownie: Król Szwajcarski), zaś południowa część nosi imię francuskiego botanika Edmonda Klein'a.
Już na wstępie z daleka zauważyłam piękny budynek. Okazało się, że jest to Dom Seniora, którego fundatorem był Jean-Pierre Pescatore, żyjący na przełomie XIII i XIXw., luksemburski biznesmen, bankier, kolekcjoner i wielki filantrop. W testamencie przeznaczył miastu kolekcję wartą ogromną na ówczesne czasy sumę pół miliona franków oraz drugie tyle w gotówce z zastrzeżeniem, że pieniądze zostaną przeznaczone na założenie instytucji charytatywnej. Stwierdziłam, że kiedy będę już niezdolna do samodzielnej egzystencji, chcę tam zamieszkać - przeprowadzam się do Luksemburga :)
W Kinnekswiss znajdują się szczątki ponad 150-letniego grabu pospolitego, jednego z najbardziej znanych i okazałych drzew w Luksemburgu, zwanego Hobich, co po prostu znaczy "grab". Wysokie na ponad 20m, składało się z kilkunastu pni, z koroną o powierzchni 300m². Po kilku suchych i gorących latach, a także z powodu dwóch inwazyjnych grzybów rozkładających drewno, w 2016r. drzewo straciło liście i uschło. Po kilku miesiącach pozostały tylko szczątki, które zachowano, aby ptaki, larwy owadów i inne organizmy mogły wykorzystać martwe drewno jako siedlisko.
Obejrzeliśmy pomnik Księżniczki Amelii (lb. Prinzessin Amélie Monument), która w XIXw. zyskała sympatię, wdzięczność i pamięć Luksemburczyków z powodu aktywności charytatywnej (m.in. dzięki niej w regionie wprowadzono przedszkola w systemie Fröbel'a).
Na miejscu dawnego Fortu Vaubon w XIXw. zbudowano okazałą willę, która przyjęła tą samą nazwę. W 1949r. budynek kupiło miasto, aby umieścić tam muzeum sztuki, co stało się 10 lat później. W muzeum wystawione są kolekcje podarowane miastu przez prywatnych darczyńców, m.in. wspomnianego Jean-Pierre'a Pescatore'a.
Z kolei na miejscu dawnej Reduty Louvigny usytuowany jest budynek (również noszący nazwę poprzedniej budowli), w którym w latach 1933-1992 miało swą siedzibę słynne Radio Luksemburg, nadające muzykę młodzieżową i lansujące w latach 60. i 80. XXw. modę muzyczną wśród nastolatków Europy Zachodniej i Centralnej, w tym Polski (pamiętam :), choć częściej słuchałam polskiej "Trójki"). Tam też dwa razy odbyły się Konkursy Piosenki Eurowizji (1962, 1966). Obecnie budynek jest siedzibą Ministerstwa Zdrowia i Instytutu Walutowego.
W samym sercu parku znajduje się fantastyczny plac zabaw z pełnowymiarowym drewnianym statkiem pirackim (lb. Spillplaz Pirateschëff), magiczne miejsce dla dzieci. Na całym terenie Parku Miejskiego znaleźć można pozostałości zabudowań twierdzy, pieczołowicie odrestaurowane. W części południowej są dwa stawy, przy których oczywiście zrobiliśmy fotki :)
Głód bardzo już nam doskwierał, więc wróciliśmy na Plac Broni. Obiadokolację zjedliśmy w restauracji "Brasserie du Cercle". Kuchnia luksemburska to głównie mieszanka niemieckiej i francuskiej, posiada jednak także własne tradycyjne potrawy. Tak więc Mateusz zdecydował się na danie francuskie, ja na luksemburskie, a Patrycja - żeby nie było zbyt jednolicie - na włoskie Spaghetti Bolognaise.
Francuskie Bouchée à la Reine, czyli przekąska królowej, nawiązuje do Marii Leszczyńskiej, która podobno miała sobie upodobać rodzaj pasztecika składającego się z ułożonych na sobie kilku krążków ciasta francuskiego wypełnionych farszem. Tradycyjnie nadzieniem był kurczak z grzybami lub cielęcina w sosie maślano - śmietanowym. Z czasem zaczęto dodawać wszystko, co się nadaje na farsz. Mateuszowi trafił się farsz z mięsa kurczaka, a dodatkowo otrzymał frytki i sałatkę warzywną.
Moja potrawa - wędzona karkówka z bobem (lb. Judd mat Gaardebounen) - uważana jest w Luksemburgu za danie narodowe. Prawdopodobnie zostało ono wprowadzone do Luksemburga przez hiszpańskie wojska w XVI/XVIIw. Danie składa się z wędzonej, a następnie gotowanej z warzywami wieprzowiny oraz potrawki z bobu z cebulą i boczkiem. Do tego podano pieczone ziemniaczki. Jedzenie było przepyszne, ale zdecydowanie zbyt obfite dla mnie. Nie dałam rady pochłonąć całej porcji, jak zwykle Mateusz "dojadł" :)
Po posiłku stwierdziliśmy, że czas "do domu". Po raz kolejny przeszliśmy Mostem Adolfa, a przy Bulwarze Pétrusse obejrzeliśmy Willę Pauly'ego (lekarza, dla którego została wybudowana). W czasie II wojny światowej budynek był siedzibą Gestapo. W 1989r. obiekt wpisano na listę pomników narodowych, a od 2001r. jest siedzibą Komitetu Pamięci Ruchu Oporu (fr. Comité Directeur du Souvenir de la Résistance) i Centrum Dokumentacji i Badań Ruchu Oporu (fr. Centre de Documentation et de Recherche sur la Résistance).
Było jeszcze dość wcześnie, więc zdecydowaliśmy, że pooglądamy coś w telewizorze (okazało się, że mamy dostęp do Netflix'a). W czasie, gdy Mateusz brał prysznic, szukałyśmy z Patrycją filmu, który musiał być w polskiej wersji językowej, więc wybór był ograniczony. W końcu wybrałyśmy... Mateusz kilka razy pytał, czy na pewno warto, a my byłyśmy święcie przekonane, że tak. Szkoda tylko, że nie przejrzałyśmy na Filmweb-ie opinii o tym dziele... Miał być film akcji "och i ach", a okazał się totalną szmirą :( (nie podam tytułu, bo nie chcę robić antyreklamy). Oglądaliśmy film, zaśmiewając się chwilami do rozpuku, z niedowierzaniem, że można wyprodukować taki stek bzdur :)
5.08.2023
Drugiego dnia rano obfotografowałam mieszkanko, coby pamiętać, jaką mieliśmy kwaterę :)